Jest jednym z cenionych i znanych współczesnych scenografów i malarzy w Polsce. Przygotowywał scenografię m.in. do przedstawień Teatru Wierszalin. Mikołaj Malesza, bo o nim mowa, pokaże swój "Świat według Mikołaja" podczas wernisażu wystawy w Galerii CKiS, 15 grudnia.
Mikołaj Malesza urodził się w 1954 roku w Krynkach koło Supraśla na Podlasiu. Ukończył warszawską Akademię Sztuk Pięknych 25 lat później, w 1979 r. Uprawia malarstwo, przygotowuje scenografie do przedstawień teatralnych, para się wystawiennictwem.
W latach 1991-2003 był scenografem teatru "Towarzystwo Wierszalin", z którym został trzykrotnym laureatem nagrody Fringe First na największym europejskim Festiwalu Teatralnym w Edynburgu. Od wielu lat współpracuje z teatrami lalkowymi i dramatycznymi na terenie całej Polski. W dziedzinie scenografii otrzymał wiele nagród indywidualnych.
Miał około 30 indywidualnych wystaw malarskich i uczestniczył w kilkudziesięciu innych wystawach malarstwa polskiego w kraju i za granicą, m.in.: w Niemczech, Francji, Belgii, Holandii, Anglii, Czechosłowacji, Włoszech, Austrii, USA, Japonii, Litwie, Ukrainie, Bułgarii. Jest autorem około 60 scenografii. To laureat wielu nagród i wyróżnień - w 2010 roku otrzymał Srebrny Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz "Henryka", nagrodę Związku Artystów Scen Polskich w 2013 roku.
Wernisaż wystawy "Świat według Mikołaja" - Galeria Teatralna CKiS, ul. Świrskiego 31 - otwarcie 15 grudnia o godz. 18.00.
Poniżej przytaczamy tekst o Mikołaju Maleszy, opublikowany w kwartalniku kulturalnym "Kraina Bugu" autorstwa Moniki Mikołajczuk.
"Pejzaż skrzydlaty Mikołaja Maleszy
Każdy spektakl, do którego tworzy lalki i każda wystawa, na której pokazuje swoje obrazy, są wyjątkowe i niezapomniane. Oniryczny świat Mikołaja Maleszy, choć nie pozbawiony melancholijnego podtekstu, wciąga widza o wiele głębiej, niż ten sam by sobie tego życzył...
Urodzony w Krynkach na Białostocczyźnie Mikołaj Malesza, absolwent Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, bardziej znany jest jako scenograf niż malarz. Może dlatego, że nie zabiega o wystawy, traktując malarstwo jako odrębny nurt swojej twórczości, choć nie mniej ważny.
– Maluję to, co jest wokół mnie i co jest we mnie – mówi artysta. – Jeśli ktoś zadaje mi pytanie: co autor chciał przez to powiedzieć, odpowiadam, że to, co widać. Uważam, że jeśli ktoś nie rozumie obrazu, nie umie go przeżyć, to znaczy, że obraz jest dla niego martwy, moje objaśnienia go nie ożywią... – tłumaczy. - Lalki i rekwizyty teatralne, które projektuję i tworzę na potrzeby teatru, nie są dopowiedzeniem malarstwa – deklaruje. - To dwie różne przestrzenie, bodowane równolegle, ale nie zazębiające się.
Dopytywany o źródła malarskich inspiracji, wyjaśnia: - Nie traktuję malarstwa jako ilustracji do konkretnej sztuki czy tekstu literackiego. Na pewno tekst taki gdzieś się na obrazach pojawia, ale wyłącznie jako cudzysłów.
Stąd tropy prowadzące do baśniowo-tajemniczego Leśmiana, Harasymowicza czy Olgi Tokarczuk, których twórczość stała się w swoim czasie dla Maleszy przedmiotem scenicznego rekwizytu, a także – a może przede wszystkim – bohaterów sztuk, wystawianych przez Teatr Wierszalin, z którym artysta od lat współpracuje. Jednak Malesza broni się przed jednoznacznością. Wielokrotnie przemalowuje swoje obrazy, pozbawiając je "zbędnych" postaci, form czy kolorów, "zakłócających" przekaz. Stąd pochopne wrażenie pustego, oczyszczonego pejzażu, zaznaczonego prostą kreską i wyraźnym konturem. – Lubię pusty, czysty pejzaż, ale i syntetyczny, uporządkowany. Kiedy namaluję serię "szarych" obrazów, tęsknię za wyraźnym kolorem, ale nie za pastelowym półcieniem, który "rozrzedza" emocje i tłumi napięcie, które jest w moich pracach kluczowe – zdradza kulisy malarskiego warsztatu.
Ptaki moje
Ptaki, kozy, koty, krowy i konie. Uskrzydlone, tak jak ludzie, którzy są obok. Przytulają się do nich, idą za nimi, jedzą z tej samej miski, przysiadają na ramieniu, patrzą na ich śmierć i na ich miłość. Zwierzęta przy kołysce i przy trumnie. Zwierzęta w ludziach i ludzie w zwierzętach. Ta alegoria wspólnoty czy powinowactwa losu człowieka i natury rodzi pytanie o sens życia i przemijania. Jest w nich przyzwolenie na codzienną egzystencję – raz zabarwioną żalem i smutkiem, innym razem płochliwą radością, zabawą, ale i odchodzeniem. Ale dokąd? Co kryje się za tym horyzontem, muśniętym szarą mgłą? Dokąd zaprowadzi rybaka jego łódka, niesiona nurtem niebieskiej wody? Jakiej ściany dotyka dłoń zmęczonego papieża, szukająca oparcia w śnieżnobiałej przestrzeni... – Każdy może przejrzeć się w moich obrazach i zobaczyć co innego. Może siebie. A może nic nie zobaczy… - wadzi się z odbiorcą artysta.
Nie. Te obrazy nie niepokoją, choć mogą wzbudzać nostalgię czy żal. Nie są też moralitetem, bo artysta nie wyręcza Boga, nie ocenia ani nie wskazuje drogi. "Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz, Ale w innym sadzie, w innym lesie, Może by inaczej zaszumiał nam las, Wydłużony mgłami na bezkresie..." – zdają się mówić językiem Leśmiana nowożeńcy, biorący ślub na kolorowej łące. Ale nie ma w ich spojrzeniu błysku radości, a jedynie smutna dal. Za chwilę spotkamy ich jako staruszków, trzymających się za ręce, jak para kruków o wspólnych skrzydłach z serii obrazów "Ptaki moje". Może to jedne i te same skrzydła. U Maleszy zawsze uniesione do góry, rozpięte między niebem a ziemią, gotowe do odlotu.
Jego malarstwo ewoluuje. Jak zauważa reżyserka teatralna Ewa Sokół-Malesza: "Rodzaj malarskiej improwizacji coraz częściej zastępuje swoiste "projektowanie" obrazu… Ważną rolę w tym procesie odgrywa szkic, który jest zapisem pomysłu, konstrukcji obrazu, myśli. Artysta przystępuje do malowania z większą świadomością tego, co chce osiągnąć, chociaż, jak sam mówi, to decyzja, dotycząca pierwszej plamy koloru, położonej na płótnie, jest zawsze podstawowa. Bowiem w tworzonym obrazie poszukuje on różnorodności napięć, wywołanych właśnie działaniem koloru. Unika pastelowych, niezdecydowanych barw (efektownej "kolorkowatości" - jak mówi), nie skupia się na bogactwie form, półtonów, półcieni, dąży do wyczyszczonej, uproszczonej plamy, zestawionej z linią. Twierdzi, że w kontakcie z dobrym obrazem ma poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu, że chaos został uporządkowany, zostały podjęte i przeprowadzone w działaniu właściwe decyzje. Być może ta ewolucja artysty w stronę większej precyzji wiąże się z wieloletnią działalnością scenograficzną. Mikołaj Malesza lubi przytaczać słowa nieżyjącej już malarki i scenografki rosyjskiej Ilony Gąsowskiej (z którą parokrotnie spotykał się na plenerach malarskich): "… my malujemy szybciej, gdyż praca scenografa łączy się z precyzyjnym wyobrażeniem efektu końcowego". I faktycznie, Mikołaj Malesza jest artystą płodnym, ale chyba nie tylko z racji doświadczenia w projektowaniu scenicznym. Malarstwo jest dla niego wciąż "rozmową ze sobą", rodzajem intymnej wypowiedzi czy spowiedzi, nieustającą wewnętrzną potrzebą. Mówi jednak o sobie: "nie jestem malarzem jednego obrazu". Lubi różne inspiracje. Korzysta z nich. Znajdziemy w jego twórczości nawiązania do sztuki naiwnej, surrealizmu, realizmu, abstrakcji. Zawsze jednak w sposób bardzo indywidualny próbuje po swojemu opisać świat i ludzkie emocje. W centrum uwagi wciąż, jak dawniej, jest człowiek, z biegiem lat jednak coraz bardziej skazywany na samotność w obliczu przemijania.
"Niepoprawny Istnieniowiec"
Za oknem pociągu migają krajobrazy. Zlewają się w strumień zieleni, szarości albo bieli. Czasem płoną ociekającym czerwienią przedwieczornym słońcem. Mikołaj Malesza ma zawsze pod ręką ołówek i szkicownik. Zapamiętuje to, co za oknem. Domy, drzewa, ludzie, ptaki i chmury są ledwie zaznaczone, by po chwili dopełnić się na sztalugach. Z takich prototypów – jak nazywa te miniatury z pejzażu – powstają duże płótna. Emanuje z nich inna energia. Są ciche, ale inną ciszą, niż te zamieszkałe przez ludzi-aniołów i przez zwierzęta. Wydaje się, że w nich malarz chroni się, by odpocząć. Może powrócić do dzieciństwa, spędzonego na podlaskiej wsi. Ileż to razy leżał na tej łące, zaszeptanej przez pasikoniki, aż do ciemnej nocy. Do pierwszych gwiazd, które zdawały się do niego przemawiać:… Ty niepoprawny Istnieniowcu! Poeto! – znawco mgły i wina. Nadskakujący snom..."
opr. JiC
Zapraszamy www.facebook.com/MiastoPrzyjazne.Siedlce/
Poniżej kilka prac Mikołaja Maleszy: