Rodzina państwa Wojciechowskich, repatrianci z Kazachstanu, od kilku dni są szczęśliwymi mieszkańcami Siedlec. Mieszkanie Polakom ze Wschodu ufundowała, znana z działalności charytatywnej, Fundacja Leny Grochowskiej.

Państwo Wojciechowscy, Viktor, Yelena i ich 28-letnia córka Olga, są pod wrażeniem naszego miasta. - Tu jest tak czysto i jest tyle przestrzeni, tyle jasności - mówią wzruszeni małżonkowie, którzy są wnukami Polaków wysiedlonych z zachodniej Ukrainy. - Ulga i zaskoczenie, to chyba najlepsze słowa, aby wyrazić nasze samopoczucie - dodaje pani Olga. - Ulga, bo wszystko się nam tak pięknie tu ułożyło, a zaskoczenie, bo nie spodziewaliśmy się takiej życzliwości i codziennej chęci pomocy.

Sąsiedzi z osiedla przy ulicy Dylewicza dowiedziawszy się, kim są i skąd przyjechali, nie ograniczyli się jedynie do poczęstowania herbatą; pomagali wnosić meble, doradzali przy zakupach niezbędnych rzeczy. Yelena i jej mąż, Viktor, rozumieją język polski, ale jeszcze słabo się nim posługują. W rozmowie wyręcza ich córka, która przed przyjazdem do Polski przez rok studiowała we Wrocławiu na roku "zerowym" język polski w ramach przygotowań do pobytu w Polsce, była też stypendystką Rządu RP.

Od 2008 roku starali się o przyjazd do Polski. Wówczas złożyli dokumenty repatriacyjne, ale pomimo pism i próśb, ani jedno miasto czy gmina w Polsce nie odpowiedziały pozytywnie. Dopiero Fundacja Leny Grochowskiej zainteresowała się Wojciechowskimi. To dzięki Fundacji w pełni umeblowane i wyposażone mieszkanie o powierzchni 64 m2, trafiło w ich ręce. - Jesteśmy tak szczęśliwi, bo nie pozostaje nic tylko mieszkać - mówiła nieco stremowana pani Yelena. Nowy mieszkańców Siedlec powitała w ich mieszkaniu wiceprezydent Anna Sochacka. - Z całego serca życzymy Wam powodzenia i szczęścia. Obyście czuli się u nas jeszcze lepiej i jeszcze pewniej - powiedziała, wręczając rodzinie Wojciechowskich drobne upominki.

Wojciechowscy przyjechali z miejscowości Kokczetaw, z północnego Kazachstanu, dokąd dziadkowie Viktora Wojciechowskiego w 1934 roku zostali wysiedleni z Żytomierza na Wołyniu. Podobnie układa się historia pani Yeleny, wnuczki Życzkowskich, z tym, że w jej przypadku dokumenty po dziadkach zaginęły i trudno jej było udowodnić polskie pochodzenie. Mają pewność, że sobie poradzą w Polsce. Kuzyn, też repatriant, jest w Polsce od 2007 roku. Pan Viktor imał się różnych zawodów, był ślusarzem, konsultantem sprzedaży w branży meblowej. W to, że sobie poradzi, wierzy też pani Olga. - Jestem po rozmowie z panem Władysławem Grochowskim, jest kilka pomysłów - mówi skromnie.

Firma Arche Władysława Grochowskiego, poprzez Fundację Leny Grochowskiej, nie pierwszy raz pomaga repatriantom ze Wschodu. Fundacja, korzystając z odpisów podatkowych Arche, organizuje aukcje obrazów, koncerty charytatywne, z których fundusze od lat przeznacza na cele charytatywne. To druga rodzina polskich repatriantów, którym państwo Grochowscy ufundowali mieszkanie w Siedlcach. Pierwszymi byli przesiedleńcy z Donbasu. - Zarówno repatrianci, jak i my nie radzimy sobie z biurokracją, z olbrzymią ilością przepisów, przez które trzeba przebrnąć, aby móc przybyć do Polski, albo móc pomóc takim ludziom - ocenia Władysław Grochowski. - Polacy są optymistyczni, mają mnóstwo energii, tylko opamiętania wymagają przepisy i biurokracja.

Rodzina Wojciechowskich powinna znaleźć w naszym mieście bezpieczną przystań. Nadzieję na to dają ludzie mieszkający tutaj, wielkoduszni sąsiedzi z osiedla, przychylni urzędnicy, biznesmeni o wielkich sercach, jak państwo Grochowscy.